Stary, ale jary?
Recenzja Grauburgunder Alte Rebe
Na morsie bałwany! Tym winem… jestem rozczarowany. Kapitan Beczka znów nadaje ze statku pod winną banderą. Tym razem w mesie lało się wino Sankt Urban – Grauburgunder Alte Rebe (rocznik 2020). Stary niemiecki szczep, ale (nie) jary. Dlaczego? Zapraszam na pokład!
Tym razem wpłynąłem na zdecydowanie jaśniejsze wody. Oczekiwania? Spore. Wino Sankt Urban Grauburgunder Alte Rebe, jak głosi etykieta, nie dość, że leżakowało w beczkach, to jeszcze zostało nagrodzone w konkursie winiarskim we Frankfurcie. No i pewnie zastanawiasz się, co się stało, że się ze… że nie smakowało? Po kolei.
Pierwsze co wpada w oko to oczywiście etykieta, a konkretnie złoty znaczek, który informuje o nagrodzie w konkursie. Oczekiwania – nie powiem – wysokie. Druga rzecz to oczywiście nazwa – Alte Rebe, czyli stary szczep. Już mam przed oczami pradawnych Germanów albo mnichów w klasztorze, którzy między modlitwą a pracą czas umilają sobie wyśmienitym trunkiem. Pytasz skąd więc moje rozczarowanie?
Na mój kapitański nos – to po prostu nie mój smak. Barwa i zapach? Wszystko pasuje. Pachnie ładnie, owocowo, orzeźwiająco wręcz, ale bez wskazania na konkretny owoc. Ot wino smakuje jak wino. Alkohol? Jest. Ładnie przykryty. No i tutaj dochodzimy do (se)dna sprawy.
Smak. Goryczka przechodząca w kwas. No nie. Kwaśne wody omijam szerokim łukiem. Choć lubię i pożądam trunków leżakowanych w beczkach, to ten zdecydowanie szoruje dno mojej skali. Sama goryczka – okej, ale ta kwaskowatość wszystko psuje. Dodatkowo im dłużej wino jest w kieliszku (czytaj temperatura rośnie), tym gorsze w smaku.
Zamiast huraganu smaku… flauta. Zero w skali Beauforta.